Jako że nie mogłam sobie poradzić z całą maszynerią, bo odpowiedni klucz diabeł ogonem przyłożył, a kombinerkami śruby nie dało się odkręcić, stwierdziłam, że co tam. Ja sobie nie poradzę? Ja nie dam rady? Litości. Wsiadłam i popedałowałam. Pod górę, żeby sprawdzić, czy jeszcze są jeżyny.
I wiecie, co?
Te te te. Na takie widoki trzeba zasłużyć. |
Szybciej bym tam dobiegła.
Nigdy. Przenigdy nie jeździjcie na rowerze, który jest ekstremalnie źle dopasowany, bo będzie bolało. I nie mówię tu o siodełku, które wżyna się nie powiem gdzie, tylko o przykurczonych nogach, które myślą, że robią jakieś zwariowane wyzwanie "dziesięć tysięcy przysiadów z zaskoczenia".
Kiedy koniec końców wróciłam z wyprawy na górę bez jeżyn, które najwyraźniej się skończyły, za to z dwunastoma wymęczonymi (w połowie, bo druga połowa była z góry) kilometrami, myślałam, że galaretowate rureczki, które pojawiły się na miejscu nóg, nie będą w stanie zanieść mnie do kuchni po wodę. Udało im się.
I wiecie, co?
Napiłam się, zrobiłam szybki koktajl i pojechałam na jeszcze dwadzieścia.
Bo co. Ja sobie nie poradzę?
Ale wy tak nie róbcie. Nigdy.
Hahaha wariatka jesteś! :D No ale wiem coś o niedopasowanym rowerze i to baaaaaaardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńNo wiem właśnie, tak sobie przypomniałam, co pisałaś o rowerze, jak nie mogłam odkręcić tej śrubki.
UsuńAle nie jest tak źle, jak myślałam, że będzie :D