Strasznie się wczoraj nastawiłam na Wyprawę Biegową. Miałam dzisiaj spędzić cudowny dzień wśród otaczających Nowy Sącz górek. Spakowałam plecak, ustawiłam budzik, nawet nie mogłam spać, tak bardzo czekałam na poranek. Iiiii, doczekałam się. Tuż przed tym, jak miałam wychodzić z domu, zaczął się Armageddon. Ulewa. Wichura. Zostałam w domu.
Żeby choć trochę osłodzić sobie największe-rozczarowanie-tego-grudnia, postanowiłam wytłumaczyć wam, po co w ogóle są biegowe opowieści Małgi i czemu to wszystko służy. Zobaczcie, jakie dzikie dziecko pisze tego bloga, a zaczniecie drżeć na myśl o maczetach :D