16 wrz 2014

17. Maratonofaza

Wpadłam po raz kolejny w ten stan, kiedy siedzę przy biurku, a nogi fajdają mi pod blatem, bo mnie nosi.
Ogaaaarnij się, Małga!

W maju byłam pewna, że ta faza związana jest z pierwszym razem, że już nigdy nie wróci, trzeba zapamiętać i zachować wspomnienia na czarne dni. Że następnym razem też super ekstra i mega, ale inaczej.
Foto: pinterest

Nie spodziewałam się, że niewiele będzie brakowało do emocjonalnej katastrofy. Ostatnie tygodnie ani odrobinę nie przypominały tych kwietniowych. Nie było w nich nic ekscytującego, treningi robiłam, bo trzeba ("Muszę, bo przyjdzie maraton i będzie płacz") i tyle. Aż do niedzieli, kiedy trachnęło pierwszy raz, czułam się... Delikatnie mówiąc zniechęcona. A potem popatrzyłam na plan i zdałam sobie sprawę, że yhm. Że to za dwa tygodnie.
I nagle...
Fruuuuuu motyle z brzuchu, fruuuu spinają się nóżęta, fruuuuu, Małga odlatuje.

I cieszę się jak cholera, że znów czuję tę mieszankę strachu i ekstremalnej ekscytacji, którą bezskutecznie próbowałam w sobie obudzić przez cały sierpień.
Ile razy słuchałam mojej maratonowej piosenki i ze zdziwieniem stwierdzałam, że nie czuję nic. Żadnej radości. Totalnie żadnych emocji, niczego.


A czy przypadkiem to nie ona leciała w kółko przez całe wieczory, kiedy próbowałam zdecydować co zrobić z włosami, żeby przeżyć te X godzin w biegu? Czy to nie jej słuchałyśmy z Iwoną, kiedy kolorowałyśmy plakat na Krakowskie Spotkania Biegowe? Czy to nie ją śpiewałam, kiedy biegałam po polach, gdzie nikt nie mógł mnie usłyszeć?
To były właśnie te czarne dni, kiedy powinnam była przypominać sobie to, co zostało z jasnych, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że właściwie nie zostało mi z nich nic, bo straciły ważność.

ALE! To już minęło! Nie wyobrażacie sobie, jaka to ulga. Jak lekko czuję się z tym, że jednak nie pobiegnę w tym maratonie totalnie bez biegowych feelsów.



Tyle rzeczy do zaplanowania!
Włosy, ubranie, buty, skarpetki, izo, żele, jedzenie, obcinanie węgli, ładowanie węgli, m&msy w nagrodę...
Fuckity fuck! Wróciłam do żywych! Ślązaki, szykujcie się na Maczetę, bo dotrze w pełni wartościowa, choć nie do końca wytrenowana!

Helllllljea!

I z tego wszystkiego się poryczałam. Idę robić moją narastającą jedenastkę, żeby coś zrobić z nową energią, zanim zniknie.
Ogaaaarnij się, Małga!

3 komentarze:

  1. O kurczaki Małga, chyba też chcę poczuć te emocje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wkrótce! Przecież taki masz plan, co nie? :D

      Usuń
    2. No mam, mam, ale strachu jeszcze więcej w sobie :P

      Usuń

Hej hej :) Pięknie dziękuję za każdy komentarzyk! Postaram się wpaść z rewizytą!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...