1 wrz 2014

10. Tydzień 2

Mogę być z siebie dumna.
Yep, nie należę do fałszywie skromnych ludzi i kiedy wiem, że zrobiłam kawał dobrej roboty, to jestem zadowolona i już. W drugim tygodniu zrobiłam wszystkie biegowe treningi. A właściwie wszystkie z zeszłotygodniowym wybieganiem włącznie.

1. PONIEDZIAŁEK - niedzielne długie wybieganie

Biegło się ciężko, bo to w końcu było pierwsze wybieganie od ponad miesiąca. Do tego słońce dało popalić i jakieś 10 km od domu skończyła mi się woda, więc wróciłam odwodniona jak rozjechana żaba. Ale bardzo dobrze, że nie pobiegłam w niedzielę, bo pogoda była naprrrawdę dobra! Oby więcej takich dni na jesień!

2. WTOREK - najzajebistsze, hardkorowe stabilki wszechczasów! Kiedy kończyłam, nie byłam w stanie zrobić półminutowego planka, bo tak mną trzepało, że nie było mowy o utrzymaniu prostych pleców. Jeaaa!

3. ŚRODA - bieg z narastającym tempem od ok. 5:50 do ok. 4:40 szybciej z każdym nowym kilometrem


Z tego, co pamiętam, biegło się raczej ciężkawo, bo się rozleniwiłam po całym dniu. Ale dałam radę :)

4. CZWARTEK - mordobicie 0,5 km/ 0,5 km. Kilometr rozgrzewki, a potem dziesięć powtórzeń.



5. PIĄTEK - najpierw spacerek z moją małą dziewczynką, a potem 10 km w okolicach 5:30. TO była mordęga, o matko, jak mi się nie chciało, jak ja się zmęczyłam spacerem, haha
Mała dziewczynka z grzybem.
Miałam obowiązek dodać to zdjęcie.

6. NIEDZIELA i super ekstra wybieganie z przygodami. Na endomondo aż musiałam przyznać biegowe nagrody:
1. NIESPODZIANKA BIEGU -  super ekstra góra na 12 kilometrze po tym, jak źle skręciłam.
2. TOWARZYSZ BIEGU - buziaki i serduszka lecą do chłopaka, z którym mijałam się na 11 i 20 kilometrze. Mam nadzieję, że nie było mu zbyt gorąco w grubej bluzie z kapturem.
3. POMYSŁOWY DOBROMIR BIEGU - pani, która kilkami do nordic walkingu wytrwale dziurawiła ślimaki wzdłuż drogi
4. OCHYDA BIEGU - banan, który się zmiażdżył i zaczął mi spływać po nodze. Nigdy nie próbujcie wciskać bananów w pasek do bidonu
5. PIOSENKA BIEGU - gra mi w głowie odkąd dotarłam na szczyt. Ze względu na refren - http://youtu.be/RqU00XhhRfk

Faktycznie, wbiegnięcie na górę uznaję za najcenniejszy element treningu, było ciężko, satysfakcja gigantyczna i czuję się przygotowana na wszelkie niespodziewajki!

Wielką zagadką pozostaje, co stało się z brakującymi dwoma kilometrami.
Po prostu ich zabrakło.

Jedna rzecz jest tylko bardzo niedobra. Wracałam po ciemku i na odcinku wzdłuż bardzo ruchliwej drogi cisnęłam poboczem. Nie żebym tam nie wierzyła w moc maczety wobec rozpędzonego samochodu, ale takie tam... I przysadziłam bokiem stopy w wystający z ziemi kamień, tak, że aż poleciał na drogę. I stłukłam nogę. Dzisiaj kostka boli jak nie wiem, co, ale przynajmniej wiem, że to nie żaden urwany mięsień, bo boli, jak wyginam nogę i jak naciskam na siniak na kości.
Ałajć. Siedzę dziś do popołudnia z bandażem i smaruję smarowidłami poczynając od maści z kocim pazurem (czy tygrysim? a może niedźwiedzim? Cholera wie...) a na Ketonalach kończąc.
Jest pięknie, oby tak dalej!



Tydzień 3 będzie trochę luźniejszy, bez długiego wybiegania, bo w sobotę Krynica i Życiowa Dziesiątka!
Wiem, że nie mogę oczekiwać wyników, na które nie pracowałam, ale może uda się złamać 50 minut? Jeśli pogoda dopisze, zbiorę się do kupy i postawię wszystko na jedną kartę... Zobaczymy. Jeśli nie będzie życiowy, to żadna tragedia. Ale jeśli by się udało... Hm...

Łącznie z zabłąkanym zeszłotygodniowym wybieganiem ostatni tydzień sierpnia pyknął z 91,51 km biegania. Cooool!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hej hej :) Pięknie dziękuję za każdy komentarzyk! Postaram się wpaść z rewizytą!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...