23 sie 2014

7. Do dwóch razy sztuka

Oj, ciężko jest. Ciężko.
Tak bardzo, jak mi się nie chce, to jeszcze nigdy mi się nie nie chciało. Wczoraj stoczyłam najprawdziwszą walkę iiiii... Zwyciężyłam!
Wszystko zaczęło się od tego, że wczoraj był piątek. Pochodzę ze zdecydowanie katolskiej rodziny, więc w piątki mięsa nie jem. I nikt w domu nie je. A najlepsze, że to wcale nie oznacza smutnych, bezpłciowych piątkowych obiadków.
Otóż z samego rana przywdziałam rajtki supermana, spryskałam się obficie psikadłem na komary i wybyłam do lasu. Błoto niemiłosierne (zawsze tak się składa, że hasam po lesie po kilku deszczowych dniach), tak niemiłosierne, że kilka razy zsuwałam się z co bardziej stromych fragmentów górki. Po mniej więcej półtoragodzinnej walce z naturą wróciłam z nadzieniem do naleśników.
Naleśników z jeżynami.
I jeśli jest ktoś, kto tak, jak ja ubóstwia leśne owoce i owoce w ogóle, to potrafi pewnie zrozumieć, dlaczego tyle miejsca poświęcam tutaj jeżynom. We wszelkich postaciach.
Obiad był tak pyszny, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia. A szkoda, bo w zimie tęskni się do takich rzeczy. Ale mam starsze zdjęcie z innego razu - z borówkami i dodatkowo sosem czekoladowym.

A fe, Małga, biegasz i takie słodycze wpierniczasz? Niedobrze...
Trudno.

Pozostawał tylko jeden problem. W piątek miałam robić zaległe interwały. A w lesie interwałów się nie robi.
I tutaj przejawił się mój waleczny charakter. Pobiegłam drugi raz! I nie żałuję.
Jutro z samego rana zakończę tydzień bez większych wyrzutów sumienia. 34 kilosiki, doskonały obiad i pyszna kawa. To będzie dobry dzień.


PS Jeśli to ktoś czyta - dasz znać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hej hej :) Pięknie dziękuję za każdy komentarzyk! Postaram się wpaść z rewizytą!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...