31 maj 2015

"Kilometry to nie wszystko", czyli historia maja

Cześć! Nazywam się Małga. Pod koniec kwietnia złamałam cztery godziny w maratonie, a w maju przebiegłam... 
No w sumie to niewiele.

fot. Gerard Banach

Już kawał czasu temu przestałam pisać podsumowania miesiąca, wychodząc z założenia, że oprócz mnie to nikogo tak naprawdę nie obchodzi, a nie chcę produkować bezsensownych postów. Wyjątkiem są miesiące, w związku z którymi mam coś do powiedzenia i maj jest właśnie takim miesiącem.
Kiedy zerknie się na mój (jakże piękny i niezmieniony!) kalendarz na edno, wcale nie jest jakoś ekstremalnie źle. Troszkę biegania, troszkę rolek, kilka razy koksiłam. Przemknęłam Coopera z nową życiówką, dziś pobiegłam w Odlotowej Piątce, generalnie bardzo sympatyczny miesiąc.


Do nieco innych wniosków można dojść, kiedy dowie się, że w całym miesiącu przebiegłam 93 km, a pod koniec nie biegałam w ogóle. Troszkę sobie pochorowałam, troszkę postresowałam się studiami, krótko mówiąc - życie po cywilu przejęło kontrolę nad moim bieganiem.
Ale to nic!
Tu się zaczyna część inspiracyjna, czyli "Kilometry to nie wszystko"
Bo mam taką teorię. Jest czas, kiedy trzeba dawać z siebie wszystko, cisnąć interwały o piątej trzydzieści i umierać na długich wybieganiach z prawdziwego zdarzenia. Ale jest też czas, kiedy można odpuścić, bo tak i już. Takie "słabe i nudne" miesiące też są według mnie potrzebne.

A czemu niby?

Duuuużo odpoczynku


Niby historia języka, a tu takie cuś...

To tak naprawdę ściema, bo miejsce biegania bardzo szybko zajmują inne obowiązki. Ale czasem można na przykład wybrać się na rolki, pokręcić kółka na błoniach, poplotkować. Zająć się miłymi rzeczami, na które normalnie nie miałoby się czasu. Jeśli planowało się kupić i przeczytać jakąś książkę, to to właśnie jest moment na jej przeczytanie.

Można nadrobić zaległości


Ja na przykład miałam przeokropne braki, jeśli chodzi o technikę biegania. I siłę biegową. (wciąż nienawidzę podbiegów) Więc na tym skoncentrowałam się w maju. Skipy o poranku ze ślimakami?  Super! Wieloskoki na rozmiękłym od deszczu boisku? Tak! Schody schodeczki? Taki właśnie był maj i to ze względu na to wyszło mało kilometrów. W końcu godzina ładnego, ciągłego biegu daje zdecydowanie więcej kilosików, niż trochę biegu i milion skipów.


Koniec końców i tak zaczyna się tęsknić za planem treningowym


Chyba nikt nie zaprzeczy, że kiedy ma się cel, łatwiej jest wyjść na trening. A jeszcze lepiej, jeśli wiadomo, jak ten trening ma wyglądać. Ten punkt łączy się z punktem 1. Tak! Przeczytałam (prawie ze zrozumieniem!) Danielsa i zamierzam sprawdzić, czy stosując jego metody prześcignę Kenijczyków. A prześcignę na pewno. Dlatego od jutra zaczynam i lecęęęę! Wcale się nie czuję osłabiona po tej przerwie. Raczej na odwrót - energii moc!

Zobaczycie, jeszcze będą ze mnie ludzie :D
zdj. z profilu krakowskich Night Runnersów :)

5 komentarzy:

  1. Czyżby jesienny maratonik się szykował? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, połówka :D Ostro stwierdziłam, że na jesień nie będę biegła maratonu, tylko dopiero na wiosnę. A wtedy to dopiero będzie się działo!

      Usuń
  2. Mnie plan treningowy bardzo motywuje. Gdy 'widzę' swój cel, łatwiej wyjść na trening. Bez niego jakoś tak.. już inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! A tym bardziej, jak się już tak przyzwyczai, że zawsze ma się jakiś cel.

      Usuń
  3. Odpoczynek tez jest niezwykle ważny :)

    OdpowiedzUsuń

Hej hej :) Pięknie dziękuję za każdy komentarzyk! Postaram się wpaść z rewizytą!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...