W samo południe! Polana Morgi. |
No dobra, przyznaję - kiedy zaczynałam pisać ten post, nie do końca wiedziałam, co właściwie powinnam napisać. Czy było gorąco? Pod górę? To wiadomo od razu. Nie mam też miliona spektakularnych zdjęć, bo Brzanka nie jest spektakularna w taki sposób, jak super wypasione zbocza Tatr i widoki aż do Paryża. Jest zdecydowanie bardziej leśna, wyciszona i subtelna (poezja prawie no!). A jakby brak zapierających dech w piersiach panoram nie był wystarczającym powodem, żeby zdjęcia były przeciętne, to jeszcze trzeba wziąć pod uwagę, że przez większość czasu albo biegłam, albo szybko szłam, wszystko było wilgotne, a w dodatku na szczycie byłam tuż przed południem. Wtedy, kiedy jest bardzo gorąco, a cały świat spowija taka półprzezroczysta mgiełka. I widać jeszcze mniej, niż zwykle.
Dlatego postanowiłam się skupić na tym, czego taka wyprawa biegowa uczy. Nawet jeśli nie do końca była Wielką Wyprawą Biegową, którą miała być.
LEKCJA PIERWSZA - Apetyt rośnie w miarę oczekiwania
Cała wieś śpi |
LEKCJA DRUGA - Nie daj się zniechęcić
Nie macie wrażenia, że to właśnie przed takimi miejscami ostrzegały nas mamy? |
Kiedy tylko wysiadłam na docelowej stacji w Siedliskach, wiedziałam, dokąd zmierzam - górki ładnie prezentowały się na horyzoncie. Wtedy zgubiłam się po raz pierwszy, bo chociaż wszystkie mapy zgodnie twierdziły, że szlak zaczyna się nigdzie indziej, tylko właśnie przy torach, nic nie mogłam znaleźć.
Po jakimś półwieczu, udało mi się w końcu dostrzec oznaczenie szlaku na słupie. Super! Albo - prawie że super, bo gdybym mogła, to wymazałabym początkowe 100 metrów. Mroczne przejście pod torami, z wąską ścieżką otoczoną wodą i najgorszymi pozostałościami menelskiego wieczorku, jakie potraficie sobie wyobrazić. Więc lepiej nie wyobrażajcie sobie.
Na szczęście później, aż do samego końca było naprawdę dobrze. Część trasy wiodła przygotowanymi i całkiem zadbanymi ścieżkami, a część zwyczajnymi traktami leśnymi. Niektóre poprowadzone były małymi paryjkami, gdzie w trakcie burz woda szoruje niczego sobie. Takie odcinki pokonywałam niemalże skacząc między wystającymi korzeniami i kamieniami. Szlak pieszy w wielu miejscach łączy się też z trasami dla rowerzystów i pasjonatów jazdy konnej, ale to nie zmienia faktu, że w drodze "tam" nie natknęłam się na żadnego człowieka.
Gdybym miała szacować, to powiedziałabym, że trasa na Brzankę przebiega w 95% lasem, a pozostałe 5 procent trzeba odliczyć na Polanę Morgi, kawałeczek asfaltu i jakieś pola. Przez cały czas towarzyszyło mi buczenie, jakby między drzewami latały miliony pszczół.
LEKCJA TRZECIA I CZWARTA - Przezorny zawsze ubezpieczony oraz Nie upieraj się
Trójka i Czwórka dotyczą kilku rzeczy, które warto wypunktować:
- Jeśli ma być gorąco, trzeba zabrać dużo wody. Miałam dwa litry - półtora o smaku plastiku w bukłaku i pół w butelce. Poszło wszystko, a do domu dotarłam wysuszona jak fistaszek
- Miałam ze sobą trzy koszulki - jedną, w której się wybrałam, jedną na przebranie na drogę powrotną, żeby ludzie nie uciekali i jedną na wypadek, gdyby plecak mnie obcierał. Brzmi głupio? A wcale że nie - wszystkie się przydały. Warto myśleć na zapas
- Nawet jeśli ma się mapkę na telefonie, ta rozkładana, papierowa też się przyda. To właśnie ona mnie uratowała, kiedy zgubiłam się po raz drugi, na polance, gdzie ktoś chyba zapomniał oznaczyć fragment szlaku
- Czasem trzeba podjąć trudną decyzję "w imię rozsądku" - na przykład o skróceniu planowanej trasy, żeby nie wrócić do domu z udarem
- Lepiej nie myśleć rzeczy w stylu "O rany, jestem tu całkiem sama, samiusieńka, gdyby mi się coś stało, nie ma nikogo, kto by mi pomógł". Raz tak pomyślałam i zaraz później noga wykręciła mi się tak, że do dziś boli
LEKCJA PIĄTA - Walcz do końca, choćby nie wiem co
Moja wyprawa miała liczyć 26 kilometrów, ale musiałam obciąć dyszkę i wracać do domu, żeby się nie spalić po drodze. To oznaczało, że plany związane z powrotem nieco się skomplikowały i miałam dwa wyjścia - pędzić na zbity ryj, połamać nogi, ręce i rękawy, ale zdążyć na pociąg o 12:44 albo znaleźć sobie zajęcie do 15:45. Cóż, pognałam.
Gdyby ktoś mnie widział na podejściu na Nosalową i zrobił zdjęcie, to dysponowalibyśmy doskonałą ilustracją człowieka zdesperowanego. Nie wiem, ile razy powtórzyłam "nie zdążę" i ile razy chciałam zrobić sobie konkretną przerwę. Postanowiłam jednak, że będę udawać twardą i to był słuszny wybór. Na stację dotarłam dwie minuty przed pociągiem, który, jak na złość, tym razem przyjechał punktualnie. Za to miał klimatyzację! Istny raj!
LEKCJA SZÓSTA - Doceniaj!
Widok z wieży widokowej na Brzance |
Nawet jeśli było trochę za krótko, trochę za gorąco i trochę zmasakrował mnie plecak, który wcale nie jest plecakiem do biegania, to stwierdzam, że ten wyjazd był jedną z najfajniejszych rzeczy, które robiłam w ostatnim czasie. I to bez względu na kryteria, które zastosuję przy ocenie:
Kurcze fajowa taka wyprawa! Sam musze kiedyś wybrać się na takie coś :D W tym poście brakuje mi jednego... słodkiego selfiaczka z rąsi! :)
OdpowiedzUsuńO tak, selfie po wyprawie by się przydało! :D
UsuńChyba jestem jednym wielkim rozczarowaniem :D
UsuńAle gdybym zrobiła selfie i je tu wrzuciła, to ktoś na pewno zadzwoniłby po egzorcystę, a tego przecież nie chcę!
Świetny miałaś pomysł. :) Podziwiam za plan i jego realizację! Takie chwile pewnie nieźle kształtują charakter, może mi się kiedyś uda samej przekonać. ;)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować, w okolicach Krakowa jest całe mnóstwo ciekawych miejsc do eksplorowania, możemy kiedyś razem zrobić wyprawę :D
UsuńTaki wyjazd to świetna sprawa! Podziwiam, bo ja nie dałabym rady:D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie świetna! Ale nie rozumiem, skąd założenie, że nie dałabyś rady :D Każdy by dał, to w końcu przygoda!
UsuńŚwietna taka wyprawa :) Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńDobrze Cię rozumiem. Ja taką przestrzeń znajduje w Lasach Kozłowieckich, choć niestety w środku wakacyjnego sezonu dużo tam rowerzystów. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo fakt, bliskie spotkanie z rozpędzonym rowerzystą może być trochę niefajne. Ale za niedługo wszystkie ścieżki przeżyją jesienne opustoszenie :D
UsuńPozdrawiam!
I na to liczę Małga. Wkrótce wszystkie ścieżki znów będą nasze ;)
UsuńA masz jakiegoś fizjo na te kontuzjowane kończyny?
OdpowiedzUsuńNie, nie jest aż tak źle, żebym zabierała miejsca w kolejkach ludziom, którzy ich bardziej potrzebują.
UsuńTo, że się sypię, to na własne życzenie i też samodzielnie mogę się z tego wykopać - muszę tylko grzecznie zabrać się za rozciąganie i ogólnorozwojówkę :D
Świetne! Sama bym chętnie spróbowała zorganizować coś takiego, ale jak już będzie trochę chłodniej, bo dla mnie bieganie w takie upały to zabójstwo :D Zupełnie nie potrafię się do nich dostosować No i trzeba będzie skombinować dobry plecak.
OdpowiedzUsuńTy tak sama, samiusieńka na tą wyprawę się wybrałaś?
OdpowiedzUsuńTak bardzo sama, jak to tylko możliwe :D
UsuńNa szczęście wszyscy wiedzieli, gdzie mnie szukać, gdybym nie wróciła.
bardzo fajna opowieść biegowa :) co nie zmienia faktu, że takie wycieczki w pojedynkę bywają niebezpieczne :) tyle, że ja też z reguły sama po górach biegam....więc wtrącać się nie będę :)
OdpowiedzUsuńNo tak, pewnie, że w stadzie bezpieczniej :D (Ale biegacze z reguły to bardzo indywidualiści, co zrobić, no, co zrobić... haha)
UsuńA tak bardziej serio, to wydaje mi się, że jeśli przed wyprawą poinformuje się bliskich, gdzie zamierza się szlajać, to można czuć się bezpiecznie.