Jednak właśnie zamknęłam piąty tydzień zbierania się do kupy i stwierdziłam, że skoro zaczynam ładnie biegać, to może i z blogaskiem dam radę dojść do porządku. To takie ziarenko ekshibicjonizmu, które tkwi w każdym człowieku i czasem daje o sobie znać. Musiałam wrócić, żeby móc kolekcjonować wspomnienia.
Tak na dobry start postanowiłam dać znak życia, napisać, co robię, żeby pewnego pięknego dnia osiągnąć szczyt swoich możliwości. Bo właśnie rozpoczęłam proces doprowadzania Małgi do stanu używalności. Do dzieła.
BIEGAM Z UMIAREM
A właściwie - nie biegam zbyt dużo. Mój obecny kilometraż tygodniowy oscyluje gdzieś w okolicach 45 kilometrów, co przy 4-5 treningach daje niecałe 10 kilometrów na raz. Daję sobie czas. Nie rzucam się po przerwie na szalone interwały, wszystko dozuję, żeby moje mięśnie nie stwierdziły, że nie są szanowane. Bawię się w skipy, myślę o pracy rąk, ustawieniu miednicy, staram się ładnie ruszać kosztem prędkości. To wcale nie jest łatwa praca. Koniec końców ostatnie bieganie w tygodniu lecę zwykle na oparach, bo...
KOKSZĘ JAK NIE WIEM CO
W końcu, dzięki moim współlokatorkom, udało mi się postawić pierwsze kroki na siłowni. Postawiłam i już od dwóch miesięcy trzy razy w tygodniu kokszę na pakerni ramię w ramię z kibolami, którzy wydają z siebie różne dziwne dźwięki. I, o dziwo, czuję się tam całkiem na miejscu z moją maczetką. Następny poziom wtajemniczenia osiągnę, jak pójdę na pierwszą ustawkę. Muszę tylko podpompować bica, bo póki co to tak średnio.
Odkrywam nowe mięśnie (każdego poranka po tym, jak spróbuję czegoś nowego. Odkrywam bardzo.), pracuję nad tymi, które już mam, a które założenia mają mi pomagać w bieganiu i takie tam. Po prostu zmieniłam miejsce, gdzie robię moje stabilki, a fakt, że za przebywanie w tym miejscu muszę zapłacić, sprawia, że moja motywacja sięga nieba.
Bardzo mocno wierzę w to, co potwierdzają tabuny specjalistów - że jeżeli moje mięśnie będą sprawne i silne, to zostanę niezniszczalnym übermenschem i będę mogła biegać w nieskończoność. Ale żeby moje kokszenie i bieganie mogły przynosić efekty, muszę się doszkolić w jednej zasadniczo ważnej kwestii, a mianowicie...
UCZĘ SIĘ JEŚĆ
WYPEŁNIAM OKIENKA W KALENDARZU
Serio. Zasada, według której im mniej się ma czasu, tym lepiej się nim gospodaruje, sprawdza się w moim przypadku idealnie. Co z tego, że mam zajęcia, pracę czy korki. Godziny treningowe w tygodniu muszą się zgadzać. Mają być trzy siłownie w tygodniu? Będą, chociaż w czwartki jestem zazwyczaj jedną z pierwszy osób, które wbijają do recepcji tuż po szóstej. Ma być bieganie? Będzie, choćbym umierała na zakwasy (tak, wiem, że zakwasy nie mają nic wspólnego z kwasami). Mam nadzieję, że systematyczność pomoże mi osiągnąć obrane cele.
Bo pomoże, prawda?
Iiiiiiii to tyle na dziś.
Nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak długo pisałam ten post, powroty są ciężkie jak cholera. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie tak całkiem i wielkie propsy dla ludzi, którzy tu wchodzili, chociaż nic się nie działo.
Do miłego!
Małga
Powroty są ciężkie, ale jak już się uda to jakoś idzie! Ey, kebs jest wporzo.
OdpowiedzUsuńWporzo :D Nawet bardziej niż wporzo, mamy kebsa przy przystanku i jak o szóstej rano jadę na zajęcia, to zawsze ktoś sobie kupuje na śniadanie.
UsuńO 6 rano kebab? Hoho.. Na to bym nie wpadła :D
UsuńTak bardzo tęskniłam!
OdpowiedzUsuńCo do jedzenia, to ja, studiując dietetykę, nadal czasami go nie rozumiem :D i propsy, że potrafisz wstać tak wcześnie.
Kasia, nie wiesz, jak podniosłaś mnie na duchu! To tak jakby powiedzieć "Słuchaj, Małga, stoimy wobec nieskończonej tajemnicy, nie osiągniemy celu, ale przecież liczy się walka" XD
Usuńpowodzenia :)
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki, dzięki!
UsuńMałga, to Ty? A ja już myślałem, że całe wieczory spędzasz przed komputerem zażerając chipsy. Przepraszam, że zwątpiłem w Ciebie :D
OdpowiedzUsuńCiężko pracowałam na dobre wejście :D Jeśli się nie potrafi zrobić czegoś dobrego, to zawsze można pozwolić, żeby inni myśleli, że sięgnęło się dna, a potem fruuuuuu, niespodzianka, jednak jest się kilka metrów nad dnem :D
UsuńŁELKOM!
Te batoniki, te kalendarze - o matko! :o
OdpowiedzUsuńBatoniki są pierwsza klasa! Żadne pyszności nie zeszły u mnie w domu równie szybko!
UsuńCiekawe rzeczy, warto wiedzieć takie cos :)
OdpowiedzUsuńNie kasuj, tylko motywuj się! :) Powroty zawsze są trudne, czy to do treningów, czy pisania bloga. Wszystko też zależy od podejścia, nie rób tego na siłę, staraj się lubić to robisz a będzie lepiej. :)
OdpowiedzUsuńNie kasuj bloga - to też niezła motywacja! :) U mnie również się zgadza ta zasada, że im mniej czasu, tym potrafię się lepiej zorganizować :) A kalendarz wygląda super - mój na razie obejmuje tylko bieganie, bo zrobiło się ciepło i porzuciłam bieg na bieżni na rzecz biegania w plenerze. Ale karnet na siłownię mam i też zamierzam zacząć pakować "bica" :D Powodzenia i wytrwałości!
OdpowiedzUsuń