26 sty 2015

Misja: przekonać buty, że ulica nie pachnie ładnie

Dziś zabiorę was w podróż na mroczną i nieprzyjemną stronę biegania. Tę gorszą, ukrywaną i ekstremalnie ble. Jeśli nigdy nie mieliście problemów z butami, które ledwo co zdążą wyschnąć po jednym treningu, a już są potrzebne na następnym, możecie spokojnie sobie ten post ominąć.

Jeśli jednak macie zbyt mało butów w stosunku do ilości treningów, to wiecie, że takie buty lubią robić się po jakimś czasie bardzo fu. Nie dlatego, że są przepocone, tylko dlatego, że ciągle przemakają i nie nadążają na spokojnie wyschnąć. Zaczynają śmierdzieć wodą z ulicy, błotem, zdechłym psem i podobnymi rzeczami, których wcale nie mamy ochoty trzymać w przedpokoju albo (o zgrozo!) pod grzejnikiem.
Wiadomo, wszystkiemu winne są bakterie, które w wilgotnym bucie mają super warunki do życia i wychowania potomstwa. Równocześnie chyba wszyscy jesteśmy świadomi, że ciągłe pranie butów nie wychodzi im na dobre.
Na szczęście z odmętów internetu spieszą z pomocą Amerykanie, którzy doświadczają wszystkich możliwych problemów pierwszego świata, więc ogarniają też taką sytuację. Patent na dzisiejszy cwany wynalazek znalazłam jakiś czas temu, wydaje mi się, że na tumblrze albo pintereście, czyli w skarbnicach cudownych rozwiązań. Kupiłam potrzebne rzeczy i... nie narzekam. Buty przemakają, schną i w miarę się trzymają. A co najważniejsze, nie śmierdzą.

Założenie butospreju opiera się na tym, że bakterie nie będą niszczyć nam humoru, jeśli się je zabije. Najlepiej alkoholem. Wysterylizować je!
Do tego używam mieszanki spirytusu kosmetycznego i płynu do płukania jamy ustnej. Ekstremalne połączenie, co nie?

Wybaczcie szitowe zdjęcie. To nie podkręcony kontrast. To światło z okna.
Kupiłam zwykły spirytus, aloesowy i mini wersję Listerine. W zupełnie przypadkowych proporcjach wlałam do spryskiwacza. Po jakimś czasie (czyli dzisiaj) wlałam resztki z buteleczek i wkrótce wybiorę się do sklepu po nowe zaopatrzenie.
Jak używam butospreju? Po powrocie z treningu obficie spryskuję buty od środka i od zewnątrz. Jeśli są bardzo mokre, wkładam do nich ręczniki papierowe i ustawiam przy grzejniku (ale nigdy na!) i pozwalam im odpocząć.

Z tego, co wiem, ludzie wykorzystują tego typu mieszanki również na siłowniach i w klubach fitness, żeby zapobiegać przykremu zapachowi z torby treningowej. Inni w podobny sposób odkażają maty do jogi albo sprzęty, na których ćwiczą. Psik psik i po bólu, można odetchnąć z ulgą i żyć z dala od trosk!
A jeśli ktoś ma duszę artysty, to jeszcze może podziwiać piękne kolory tworzące się w buteleczce.


A odnoście tych kolorów - nie wiem, czy mogą zafarbować buty. U mnie nic takiego się nie stało, ale jeśli pomyka się w białych śmigaczach, to chyba lepiej znaleźć bezbarwne składniki. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Polecam,
Małga!

15 sty 2015

Małga w kuchni. Odcinek 2 - Czekoladowy mus wszelkiego pocieszenia

Są takie rzeczy na świecie, nad którymi nie powinno się rozwodzić, trzeba je po prostu zjeść. Żeby poczuć się choć odrobinkę weselej. Dziś odnalazłam kolejną pozycję, którą dołączę do listy deserów, przekąch i jedzenia godnego uwagi.


Nie wiem, w jakim stopniu rozumiecie poziom nieszczęścia związany z sesją, ale wierzcie mi na słowo - taki deser potrafi naprawić świat prawie tak bardzo, jak prawdziwa czekolada. Dodatkowo, jeśli zależy wam na etykietce "fit" na rzeczach, które jecie, to tutaj można raczej ją przykleić, mimo iż czekoladowy mus wszelkiego pocieszenia do najmniej kalorycznych pozycji nie należy.
Bo pamiętamy przecież, że nie tylko kalorie są wyznacznikiem wartościowego jedzenia. Tutaj mamy pyszne owocki, potas z bananów, dobry tłuszcz z awokado i całe mnóstwo magnezu w kakao, w sam raz dla ciężko pracującego mózgu. Lekarstwo na super ekstra mega wysiłek intelektualny.
Spróbujcie sami!


Przygotowanie zajmuje nie więcej, niż 10 minut (nie licząc czasu schładzania).
Do upichcenia 4 niewielkich porcyjek trzeba upolować:

  • 2 dojrzałe banany
  • 2 małe awokado (trafiłam na takie z przeceny, raczej niewielkie, ale dobrze dojrzałe)
  • mniej więcej 3 łyżki kakao (prawdziwego, nie Puchatka). Trzeba dodać tyle, żeby kolor był w sam raz czekoladowy
  • cukier, miód, słodzik albo coś innego w zależności od upodobania. Jeśli potrzeba.
  • coś ładnego do ozdoby. Ja wyżyłam się artystycznie z pomocą rodzynek i fistaszków.
Wszystko trzeba wymieszać na gładziutką masę. Najlepiej blenderem (albo mikserem), bo ani tłuczek do ziemniaków, ani trzepaczka do jajek się nie sprawdzą (Tak, próbowałam. Tak, musiałam przyznać rację dziewczynom, że to nie był dobry pomysł.) Mus rozdzielić do miseczek i upchnąć na jakąś godzinkę do lodówki, żeby trochę zgęstniał. Na sam koniec przygotować łyżeczki, ozdobić deser i podawać ku ogólnej radości elfów i wróżek.



A teraz historyjka na dowód, że było pysznie. Tak się śmiesznie złożyło, że zanim przypomniałam sobie o zrobieniu zdjęć, mój mus był już w połowie zjedzony. Iwona, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko rozpowszechnianiu zdjęć twojej porcji!

Polecam, Małga!


1 sty 2015

Przytul świeżynkę!

Wraz z nastaniem nowego roku wieeeeeeele osób postanawia wziąć się w garść i zacząć dbać o swoje ciało. Albo właściwie schudnąć. Właściwie to większość planuje schudnąć, a znikomy procent stawia sobie za cel zdrowy styl życia. Nieważne. Chodzi o to, że drugiego stycznia szturmują sklepy sportowe, gabinety dietetyków i siłownie, wydają grube pieniądze tylko po to, żeby po kilku tygodniach stwierdzić, że jednak wcale nie są aż tak zdesperowani, żeby poświęcać swoje milutkie, wieloletnie przyzwyczajenia. I w jakiś tajemniczy sposób po noworocznych postanowieniach zostaje mgliste wspomnienie, które odżyje dopiero za rok (z podobnym skutkiem, jak za pierwszym razem). 




Wszyscy śmieją się z nowych fit-szaleńców, noworocznych nowicjuszy na siłowniach i dyszących początkujących biegaczy, którzy wyrwali się sprzed telewizora, wierząc, że tym razem uda się im osiągnąć sukces. To przecież takie zabawne.




I wiecie co? Nie znoszę tych ludzi!
Tych, którzy się śmieją, rzecz jasna. Zupełnie, jakby sami nigdy nie byli początkującymi i od samiuśkiego początku byli pewni, że nowa aktywność okaże się dla nich odpowiednia. A przecież nie zawsze okazuje się, że pierwsza rzecz, której spróbujemy, okazuje się strzałem w dziesiątkę.
Dlatego wielka prośba
Jeśli ktoś z waszego otoczenia chce zmienić się na lepsze, zrobić z sobą coś sensownego, to pomóżcie
Pokażcie, jak biegać, żeby się nie udusić i nie zagotować, doradźcie fajne ćwiczenia, podrzućcie ciekawy przepis na zdrową przekąchę i okażcie zainteresowanie.
Bo jeśli zostaną sami, to na pewno im się nie uda.

Wiem, że noworoczne postanowienia miałyby większe szanse powodzenia, gdyby nie były noworoczne, tylko zostały podjęte, dajmy na to, 17 listopada w czwartek o 19 i od razu były realizowane. Tak z głupka, spontaniczne rzeczy zwykle są najlepsze. 
Ale skoro już ten nowy rok uchodzi za taką okazję do podejmowania przełomowych decyzji, to niech już będzie. Może to komuś akurat doda sił.
Nie bawmy się w nadętych specjalistów, którymi pewnie w 95% przypadków nie jesteśmy. Wspierajmy, zamiast tworzyć przeszkody, okej?



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...